23 maj 2008

Pijalnia Wedel - czekoladowy komediodramat


Asia - W ankiecie, jaki lokal mamy odwiedzić w maju, 33 osoby stwierdziły, że warto wysłać nas do pijalni czekolady Wedla...
Igor - ... za jakie grzechy?! Od razu trzeba zaznaczyć, iż mając podczas wizyty bardzo dużo czasu, podpatrywaliśmy także jak są obsługiwani inni klienci u Wedla.
Asia - To będzie komediodramat w kilku aktach.
Igor - Akt I - wejście
Asia - Na dole dwupiętrowego lokalu, jak zwykle było pełno ludzi. Poszliśmy więc prosto na piętro. W samym końcu sali zobaczyliśmy wolny stolik, który czym prędzej zajęliśmy.
Igor - Fajne przytulne miejsce, z trzeba krzesełkami i jednym fotelem. Ja usiadłem w foteliku i... ów fotel okazał się bujanym - zamiast standardowych czterech nóżek, moje siedzisko było zaopatrzone tylko w trzy. Obok mojego niepełnosprawnego fotela, stał jeszcze jeden - odwrócony w stronę ściany. Widocznie był w jeszcze gorszym stanie od mojego.
Asia - Akt II - czystość
Igor - Pomiędzy oboma fotelami znalazłem puste pudełko po popcornie! W Manufakturze jest kino, z którego ktoś przyszedł do Wedla dokończyć prażoną kukurydzę.
Asia - Pudełko Igor znalazł na podłodze. Niestety, o jej czystości też nie możemy dobrze się wypowiedzieć. Mimo iż pogoda na zewnątrz była pochmurna, to nie padało, a jednak pod butami słyszeliśmy nieznośne szuranie piachu.
Igor - Oczekując na kelnera popatrzyłem sobie na blat stolika przy którym siedzieliśmy. Ja rozumiem, że pewnych plam można nie zobaczyć, że może filiżanka z gorącą czekoladą mogła odparzyć blat... ale na szklanej powierzchni stołu, było co najmniej kilka śladów "kółeczek".
Asia - Chcąc dokończyć akt dotyczący czystości - wtrącę jeszcze słówko o toalecie. Jest ona unisex, jedna na cały lokal, w zasadzie duża, ale bardzo ciasna, z malusią umywaleczką. Niestety, unoszący się tam zapach nie był smaczny.
Igor - Akt III - obsługa
Asia - Jak już Igor pisał na początku, mieliśmy czas aby rozglądać się po lokalu. Najpierw jednak, po 5 minutach od zajęcia miejsc podszedł do nas kelner z kartami - podłużnymi, estetycznymi, w skórzanej oprawie -do wyboru nie tylko czekolady do picia, ale także desery lodowe czy owocowe. Potem kelner przepadł. To znaczy chodził obok nas, mijał, przechodził... ale nie zauważał, że już dawno cokolwiek wybraliśmy. Niestety, nie tylko nas tak omijał!
Igor - W czasie gdy my czekaliśmy na kelnera, osoby przy stoliku obok zrezygnowały i wyszły, nie doczekawszy się przyjęcia zamówienia. Klienci przy kolejnym stoliku, którzy przyszli zaraz po nas, czekali, i czekali, i czekali... Powiedzieć tylko, że kart nie dostali do czasu, aż nasze zamówienie nie pojawiło się na stole... ale o tym zaraz.
Asia - Kiedy kelner zauważył, że już wybraliśmy swoje dania (po jakichś 10 minutach od podania kart) grzecznie podszedł i przyjął nasze zamówienie. I przepadł... nie zauważywszy brudnych naczyń na stoliku obok, które stały już tam od ponad dziesięciu minut.
Igor - Do zachowania się kelnera, tzn. jego wyglądu i rozmowy z klientami, nie można mieć większych zastrzeżeń. Był grzeczny, schludnie ubrany, uprzejmy i... na tym koniec. Szkoda, że miał tak duże problemy z ogarnięciem sali.
Asia - A sala nie jest duża. To tylko dziesięć stolików. Przy każdym po dwie-trzy osoby. Niestety, obsłużenie każdego stolika trwało niemiłosiernie długo... i nie była to wina pracowitego przygotowywania wymyślnych dań.
Igor - I tu odkrywamy tajemnicę "dlaczego w Wedlu zawsze są tłumy"! Bo obsługa się nie wyrabia, ha!
Asia - Akt IV - podano do stołu
Igor - Jak już wspominaliśmy, czekaliśmy na realizację zamówienie około kwadransa. Przede mną pojawił się wysoki pucharek Wedlowskiego amoremio - czyli lody waniliowe i czekoladowe, podawane z gorącymi wisienkami na winie, leciutką bitą śmietaną i słodkim sosem czekoladowym. I tak na dobrą sprawę, można powiedzieć że było pysznie.
Asia - Mój deser okazał się nieco mniej efektowny. Dostałam mały pucharek z Wiśniowym wodospadem - czyli połączenie pysznej białej czekolady, lodów waniliowych i soczystych wisienek. Smakował wyśmienicie. Słodycz lodów, aksamitny smak czekolady i ciągnący się syrop z wiśniami komponowały się rewelacyjnie!
Igor - Akt V - sąsiedzi
Asia - Sąsiedzi 1. Stolik obok. Młoda para przyszła troszkę po nas. Karty dostali po 10 minutach, kolejne 15 czekali aż kelner zapyta co wybrali, po następnych 15 na ich stoliku pojawiła się... woda. Główne danie dostali gdy wychodziliśmy.
Igor - Sąsiadki 2. Dwa stoliki obok, przyszły panie na pogaduchy. Wcześniej od tego stolika odeszło małżeństwo - niezauważone przez 15 minut. Panie wykazały się większą cierpliwością. Dużo większą cierpliwością! Na podanie kart czekały bez mała około pół godziny. Po tym czasie kelner, przywołany przez jedną z tych pań, przyniósł im jedno menu. Te panie czekały dłużej na podanie kart, niż następny stolik na realizację zamówienia.
Asia - Sąsiadki 3. Kolejny stolik. Panie przyszły po paniach opisanych wcześniej i usiadły przy brudnych naczyniach poprzednich klientów (które stały tam już od ok. 25 minut!). Zawołały kelnera z kartami po jakichś 10 minutach czekania aż je zauważy.
Igor - Sąsiedzi 4. Kolejne osoby usiadły przy stoliku z brudnymi naczyniami! Gdy wychodziliśmy, kelner podchodził do nich z kartami...
Asia - I moglibyśmy tak dalej opisywać kolejne stoliki, które były całkowicie olewane przez kelnera. Obsługujący salę Pan nie był w stanie podać kart na stolik, dopóki nie zakończył obsługi innego... stąd też przeciągające się oczekiwanie na jakiekolwiek zainteresowanie ze strony obsługi.
Igor - Nasza wizyta trwała równą godzinę. W tym czasie ludzie z jednego stolika wyszli nieobsłużeni. Inni zrezygnowali nie mogąc złożyć zamówienia. Były też klientki, które weszły na piętro, zobaczyły dwa wolne stoliki zajęte tylko przez brudne naczynia, więc wyszły.
Asia - A po naszym piętrze przechadzali się też inni kelnerzy (w sumie trzech), ale widocznie piętro to nie ich "rewir", więc mijali gości jak powietrze.
Igor - Dodajmy, to nie była nasza pierwsza wizyta w Pijalni Wedla. Za pierwszym razem obsługiwani byliśmy podobnie jak teraz. Innym razem, kiedy przyszliśmy kupić pralinki na parterze, też nie mogliśmy się doczekać obsługi przy kasie!
Asia - Ale dość już pastwienia się nad obsługą.
Igor - Epilog
Asia - Na koniec słówko o wystroju. Ciekawy kolor ścian i przedwojenne wycinki reklam produktów Wedla wyglądają interesująco. Wśród ramek ze zdjęciami było też ujęcie z lokalu z Warszawie... i cóż zobaczyliśmy? Wszystkie pijalnie wyglądają tak samo.
Igor - Minęła godzina. Postanowiliśmy, że tylko tyle czasu będziemy czekać na kelnera. Zacząłem go wołać, że chcę zapłacić. Przyniósł rachunek i zniknął...
Asia - Ponieważ nie mieliśmy tyle czasu aby czekać, aż kelner sam zauważy, że pieniądze już czekają na stoliku, zabraliśmy rachunek oraz pieniądze i zeszliśmy na dół. W zasadzie to pewnie gdybyśmy wyszli, to i tak nikt by nas nie zauważył. Ale zapłaciliśmy grzecznie u naszego kelnera, który stał przy ladzie na parterze.
Igor - I pozostaje jeszcze pytanie, czy można ten lokal polecić. Jeśli masz dużo czasu wolnego i cierpliwości do obsługi, jeśli nie zwracasz uwagi na czystość pod i na stoliku, jeśli masz ochotę na pyszną czekoladę... Idź do Pijalni Wedla w Manufakturze!

Wydatki:
Wedlowskie amoremio 19.00zł
Wiśniowy wodospad 13.00zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -5
jedzenie: 5
czas: -4
wystrój: 0
czystość: -4

Ogólna ocena:

Pijalnia Czekolady E.Wedel
Łódź ul. Karskiego 5
tel. 042-631 00 36
www.wedelpijalnie.pl


Wyświetl większą mapę

4 maj 2008

Pepe verde - a hooj z załogą


Igor - Będąc w Manufakturze często mijaliśmy ten lokal. Jakoś tak nie za bardzo wiedzieliśmy "z czym go się je". Bo nazywa się tawerną, słychać z wewnątrz muzykę żeglarską, kiedyś kelnerki były stylizowane na majtków, a w menu... jak po sztormie.
Asia - Postanowiliśmy zawitać do tawerny Pepe Verde. Już od wejścia ma się wrażenie, że schodzimy na łajbę, z tą różnicą, że grunt pod nogami się nie buja.
Igor - Zostaliśmy przywitani przez kilka kelnerek, które stoją przy znajdującym się tuż obok wejścia, barze. Zobaczyliśmy jakieś wolne miejsca przy stoliczku, a że był sympatycznie na uboczu, od razu tam zasiedliśmy.
Asia - Zawsze można jednak podjąć wyzwanie i wspiąć po schodach dwa poziomy wyżej. Na parterze jest bar, kuchnia i kilka stolików, na pierwszym piętrze toaleta i kolejne stoliki, a na samej górze kilka stolików pod sufitem.
Igor - Na ścianach pełno charakterystycznych elementów wystroju, z pewnością pamiątek właściciela. Są koła ratunkowe, koła sterowe, mapy, prospekty. W menu wyczytaliśmy że pod sufitem zamontowany jest oryginalny fragment żagla z katamaranu "Warta Polpharma", który pod komendą kpt. Romana Paszke brał udział - jako pierwszy i na razie jedyny polski jacht - w regatach wokół Ziemi The Race 2000. Natomiast na jednej ze ścian rozpięta jest - również oryginalna - flaga bitewna z "Łódki Bols".
Asia - Gdy zajęliśmy miejsca rozpoczęło się oczekiwanie na kelnerkę. Myśleliśmy, że skoro przy barze stały chyba z cztery dziewczyny, zaraz ktoś do nas podejdzie. Ale minęła nas jedna, druga, trzecia... krążyły na górę i na dół, skutecznie omijając nasz stolik.
Igor - Mijały kelnerki i kolejne minuty... pierwsza, druga, trzecia, czwarta, a gdy zaczęła się piąta... jedna ze schodzących po schodach kelnerek zaszła nas od naszej sterburty i spytała się, czy już złożyliśmy zamówienie. Ale ona spytała się i popłynęła dalej. No ale ktoś nas wreszcie zauważył, pocieszaliśmy się. Po pół minucie podeszła kolejna kelnerka z elektronicznym notesem i chciała przyjąć zamówienie. No dobra, ale my chcielibyśmy najpierw zobaczyć co można u Państwa zjeść, bo nie dostaliśmy nawet menu. A hooj!
Asia - Dziewczyna odwróciła się i podała nam menu - jedno w postaci zalaminowanej kartki A4, drugie w drewnianej okładce, wewnątrz z kartkami w poszarpanych koszulkach - ale nie było to artystyczne poszarpanie, tylko zużycie materiału.
Igor - No ale nic to, najważniejsze jest w końcu jedzenie. Tawerna oferuje: ryby (które jak podkreśla się w menu są zawsze świeże), mięsa, ale także pizze i pasty. Są też zupy, sałatki, desery i alkohole.
Asia - Szkoda tylko, że tych rybnych dań jest raptem 6. Większy jest wybór pizzy czy makaronów. Słowem taverna Pepe Verde to taka nadmorska pizzeria. Po szybkim przejrzeniu menu zdecydowałam się na Papardelle z serem Gorgonzola czyli szeroki, płaski makaron z charakterystycznym w smaku serem.
Igor - No a ja nie mogłem się zdecydować, więc Asia wybrała za mnie. Pizza Calzone to ciasto w kształcie pieroga, podane wraz z szynką, białą mozzarellą i świeżymi pomidorami. Jako że głód już nam doskwierał, a na nasze dania musimy nieco poczekać, domówiliśmy jeszcze przystawkę w postaci dwóch bułeczek z pieca, posmarowanych masłem czosnkowym.
Asia - Zaraz po złożeniu zamówienia poszłam na piętro do toalety... Brawa dla tego, kto bez zastanowienia wybierze dobrą toaletę. W tej tawernie zamiast klasycznych oznaczeń mamy "koło ratunkowe" oraz "kotwicę". Koło jest dla Pań, kotwica dla Panów. I to jedyne co jest ciekawego w tym przybytku. Wewnątrz dość ciasno, niezbyt jasno. A wychodząc ma się wrażenie że zaraz uderzy się drzwiami w stolik stojący via a vis toalet. Gdy wróciłam na stole leżały już sztućce.
Igor - Po około dziesięciu minutach od złożenia zamówienia, pojawiła się kelnerka z naszym daniem. Ale ale, przyszła z talerzykiem na którym nie było naszej przystawki, tylko danie dla Asi. Kelnerka grzecznie spytała, czy Asia zechce przyjąć danie już teraz, bo kucharz się pomylił i takie tam...
Asia - A hooj! No cóż miałam zrobić... zgodziłam się. Liczyłam, że za moment dostaniemy przystawkę i makaron poczeka na stoliku. Ale czas mijał a przystawki nie było. Zaczęłam więc nieśmiało jeść. I tu pierwsze zaskoczenie - czy w menu było podane, że moja potrawa zawiera orzechy? Igor sprawdził i okazało się, że o orzechach nie ma ani słowa. Lubię orzechy, więc jadłam dalej. Ale niestety, kolejne zaskoczenie - moje danie nie było gorące, ani nawet ciepłe. Było letnie. A zimny talerz powodował, że stygło błyskawicznie. Trzeci szok nastąpił przy kolejnym kęsie... w ustach poczułam łupinę od orzecha! W sumie do końca dania znalazłam ich jeszcze trzy! Teraz żałuję, że nie poprosiłam o wymianę całego dnia po znalezieniu pierwszej łupiny. Może druga porcja byłaby ciepła i bez przykrych, twardych niespodzianek.
Igor - No więc ja sobie siedziałem i patrzyłem na Asię, a przystawki nadal nie było. Kelnerka pojawiła się z nią, po kolejnych pięciu minutach. Dwie dość sporawe bułki, aż parowały z gorąca. Górna warstwa była chrupiąca, była lekko nawet przypalona, nawet pod bardzo małym naciskiem, łamała się. W środku widać było roztopione masełko i kawałeczki czosnku. Poczułem przyjemny zapach więc wziąłem sztućce i zacząłem kroić naszą przystawkę. Spróbowałem i... poza tym, że były ciepłe i świeże, a ja głodny, to nic więcej nie można o nich powiedzieć ani napisać. A gdzie tu smak, ktoś spyta. No ja też nie wiem. A hooj!
Asia - Gdy ja kończyłam swój makaron, skrzętnie wydłubując orzechy, podeszła kelnerka z pizzą-pierogiem dla Igora.
Igor - No pysznie, teraz Asia będzie patrzyła jak ja jem. Jest sprawiedliwość na tym świecie! Na dużym talerzu otrzymałem pieróg zajmujący może z 1/3 jego powierzchni. Wszystko gorące, a po nacięciu ciasta wypłynął ciepły sos ze świeżych pomidorów(nieobranych, ale to już szczegół). Przy kolejnym kęsie okazało się, że "producent" naładował mi do środka żółtego sera. A miała być biała mozzarella! A hooj! Znalazłem w środku też kilka kawałków szynki. Do pizzy otrzymałem też dwie sosjerki z sosami, standardowym czosnkowym i pomidorowym. Oba o wyrazistym smaku i o lekko lejącej się konsystencji. Byłem tak głodny, że już nawet niedoczyszczone sztućce nie były w stanie mnie zniechęcić.
Asia - No tak, Igor zajadał się pizzą, a ja siedziałam. Nie przypominam sobie restauracji w której otrzymalibyśmy przystawkę po daniu głównym. Przez moment zastanawiałam się nad zamówieniem deseru, ale obawiałam, się, że mogę dostać go po wyjściu z lokalu.
Igor - Gdy ja byłem w połowie swojego dania, podeszła kelnerka z pytaniem, czy może już zabrać pusty talerz Asi. Sytuacja się powtórzyła, po skończeniu dania przeze mnie. Nie chcąc ryzykować dalej, ale także dlatego że najedliśmy się do syta, poprosiliśmy o rachunek.
Asia - Zastanawiało nas czy i tym razem będziemy długo czekać. Na szczęście kelnerka zjawiła się dość szybko podając nam wiklinowy koszyczek z paragonem. Zapłacić moglimy jedynie gotówką, gdyż "transakcje kartami płatniczymi są niemożliwe". Odliczyliśmy więc należną kwotę i czym prędzej wyszliśmy. Dopiero w drodze do domu zaczęłam się zastanawiać, co z makaronem zrobiłaby moja koleżanka - uczulona na orzechy. Może ja właśnie dostałam danie po takiej osobie, która odmówiła zjedzenia nadprogramowego składnika. Moje papardelle zjawiło się bowiem wyjątkowo szybko na stole. Za szybko.
Igor - No co tu na koniec napisać? Czy nam się podobało, czy smakowało, czy miejsce godne polecenia, a może czy chcemy tam wrócić? Zawsze do wszystkich lokali idziemy z pustą kartą na której zapisujemy nasze uwagi. Czasem bywa tak, że pierwsze wrażenie wyznacza nam kierunek w jakim podążymy z wyznaczeniem opinii, ale czasem mimo pierwszego złego wrażenia później dowiadczalimy samych miłych doznań. Ale tym razem była katastrofa. Wręcz sztorm na morzu, gdzie co chwilę raz z jednej burty raz z drugiej, wlewały nam się na pokład niechciane fale. Nawet uczucie sytości i ładne wnętrza nie starczyły aby uratować tę łajbę. Poszła na dno wraz z załogą. A hooj!

Wydatki:
Bułeczki z pieca opalanego drewnem, z masłem czosnkowym 2 szt. 6.90 zł
Papardelle z serem Gorgonzola 15.90zł
mała Pizza Calzone 17.90zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -3
jedzenie: -4
czas: -2
wystrój: 5
czystość: 4

Ogólna ocena:

Pepe verde
Łódź ul. Karskiego 5
tel. 042-630 88 98
www.tawerna.com.pl

Wyświetl większą mapę

2 maj 2008

Nescafe - sieciowy standard

Asia: W weekend majowy postanowiłam przejść się po Pietrynie. Pogoda wybitnie zachęcała do spacerów, więc rozkoszowałam się wiosenną pogodą. Ponieważ jednak ciśnienie było dość niskie - mój organizm zaczął domagać się kawy. Niestety nie mogłam jej skosztować w boston cafe - lokal zamknięto niedawno. Doszłam więc do pasażu Rubinsteina i zawitałam do Cafe Nescafe. Duże czerwone parasole nie pozwalają przeoczyć tej kawiarni. Mając do wyboru stoliczek w ogródku - i stolik przy wielkim oknie, wybrałam ten wewnątrz.
Kawiarnia jest samoobsługowa - o czym informują kartki ustawione na stołach. Grzecznie podeszłam więc do blatu, stawiając na równe nogi wszystkie trzy stojące po tamtej stronie osoby. Momentalnie skończyli oni rozmawiać i zajęli się mną. Przeczytałam sobie główne nazwy kaw i totalnie niezdecydowana poprosiłam o kawę "na teraz"... Dziewczyna przy kasie zaproponowała mi cappuccino lub kawę orzechową z amaretto. Zdecydowanie wybrałam wariant alkoholowy :-)
Gdy jeszcze płaciłam usłyszałam jak z tyłu inna osoba zaczyna przygotowywać dla mnie napój. Wyraźnie słyszałam charakterystyczny dźwięk ubijania mleka, oraz stukanie kubeczkiem o blat, aby usunąć zbędne pęcherzyki powietrza. Po chwili otrzymałam swoją kawę. Trój -warstwową w szklance do irish coffee. Z cukrem i łyżeczką na talerzyku.
Na szczęście upatrzony przeze mnie stolik był nadal wolny. Usadowiłam się więc na wygodnym fotelu , w jednym ręku kawa, a w drugiej gazeta (w lokalu jest całkiem spory gazetownik)... słowem pełen luz i nieskrępowanie. Latem ten stoliczek, jest prawie w ogródku, gdyż otwierana jest ogromna witryna i siedzi się w "otwartym oknie". Warto zaznaczyć, że na w Cafe Nescafe można palić, ale tylko w wyznaczonej części sali - informuje o tym napis na drzwiach "wydzielona sala dla palących". Zatem (wreszcie!) to niepalący mogą siedzieć gdzie chcą, a palącym narzuca się odosobniony kąt (w głębi kawiarni).
Wracając do kawy... mhhmmmm... Pycha. Bardzo gęsta piana z mleka, tak gęsta, że ugięła się dopiero po drugiej łyżeczce cukru. A sam napój - o wyraźnej nucie orzechowej, kremowy w smaku. Pozytywne wrażenia smakowe potęgował fakt, że kawę pije się ze szklanki a nie z tekturowego kubka.
Cafe Nescafe można polecić zarówno na poranną kawę (w tygodniu działają od 8) jak i na wieczorne przebudzenie (serwują kawę do 22). Troszkę żałuję, że do kawy nie domówiłam sobie słodkiego ciastka, ale z miłą chęcią wrócę do tej kawiarni.
Ciężko oceniać wystrój - narzucony odgórnie przez korporację. Jest czysto, może nie jakoś stylowo, ale całkiem fajnie. Choć wolałabym nigdy nie musieć siedzieć na krzesłach na środku sali - nie wyglądają wygodnie.

Wydatki:
Nescafe orzechowa: 8,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +5
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +3
czystość: +5

Ogólna ocena:

Café NESCAFÉ
ul. Piotrkowska 80
www.nescafe.pl


Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony