26 lis 2008

Niebieskie Migdały - aromatyczne miejsce


Asia - Nareszcie... Otwierałam właśnie drzwi do innego świata. Świata bajki, czarodziejskich zapachów, niesamowitego aromatu i wewnętrznego spokoju.
Igor - Bo chyba tylko takie słowa oddają klimat z jakim klient się spotyka w Niebieskich Migdałach.
Asia - Jest to nieduży lokalik, w podwórku przy ul. Piotrkowskiej 200, napakowany bibelotami: kwiatki, ozdoby, zasłony, obrusy, serwetki, lampki, świeczki, dzbanuszki, książki... Słowem mydło i powidło, ale tak dobrane, że wszystko pasuje do siebie.
Igor - W tym lokalu można poczuć się nieco jak Guliwer - wszystko malutkie i niskie. Poza kilkoma szczegółami, to wnętrze oczarowuje swoja ciepłotą i przepięknym zapachem.
Asia - Kiedy usiedliśmy w wygodnych fotelach, podeszła do nas Pani. No właśnie, ni to kelnerka, ni to ekspedientka. Chyba miano gospodyni najlepiej tutaj pasuje.
Igor - Podeszła do nas z menu i od razu przeszła na "ty". Ogólnie w lokalu panuje bardzo miła, rodzinna wręcz atmosfera i takie spoufałości ze strony właścicielki(?) nie powinny nikogo drażnić. Wręcz są dodatkowy elementem tego, że w Niebieskim Migdałach można poczuć się jak w domu.
Asia - Ja z karty wybrałam herbatę firmową - "Niebieskie Migdały". Stwierdziłam, że jeśli ktoś nazywa jeden z serwowanych napojów imieniem lokalu, to musi on być dobry.
Igor - A ja miałem problem z wyborem. Stwierdziłem, że zdam się na dobór dobrej pani właścicielki. Doradziła mi, abym wziął torcik budyniowy i komponującą się z nim herbatę "Jesienne Marzenie".
Asia - Zanim nasze herbatki znalazły się na stole mieliśmy czas na pogaduszki. Ogólnie rzecz ujmując jest to idealne miejsce na rozmowy.
Igor - W tym na rozmowy zakochanych, bo kilka minut po nas do Niebieskich Migałów weszły dwie pary. Za każdym razem z powitalną różą.
Asia - Gospodyni pozwalała gościom zająć miejsca, a potem z właściwym sobie poczuciem humoru i bezpośredniością podchodziła do stolika z pytaniem o "chwilowe zabranie róży z pola widzenia".
Igor - Obsługa, to jeden z atutów tego lokalu, ale miłe są też wnętrza. Ciepłe kolorystycznie bibeloty, fotele, ciepła tapeta. Jedyne co mnie za każdym razem zdumiewa negatywnie w wystroju Niebieskich Migdałów, to paskudny pomalowany na biało kaloryfer - żeberka, które każdy zna z blokowisk.
Asia - Po kilku minutach na naszym stoliku stanęły dwa imbryczki, nakryte kapturkami oraz dwie śliczne, małe filiżanki. No i oczywiście torcik dla Igora.
Igor - Gospodyni poprosiła o odczekanie 3 minut, aby herbata się zaparzyła, więc zacząłem od ciastka. Aksamitne w smaku, wielowarstwowe ciastko w formie tortu smakuje genialnie! A w połączeniu z herbatą. Na dobrą sprawę, to słowami tego nie da się opisać.
Asia - No a herbata. Palce lizać (gdyby nie to, że gorąca). Mieszanka herbat o nazwie "Niebieskie migdały" przyjemnie zaskoczyła mnie słodkim, lekko truskawkowym smakiem. Odrobina cukru pozwoliła idealnie wydobyć jej przyjemny smak i aromat. Herbata w sam raz na wieczór. Nie usypiająca, ale relaksująca.
Igor - Natomiast "Jesienne Marzenie" faktycznie pozwala pozwala pomarzyć w jesienny wieczór. Mieszanka w której doszukałem się cynamonu i goździków, z pewnością kryje dużo więcej zagadek dla naszych kubeczków smakowych. Chyba każdemu taka herbata będzie smakować inaczej, ale z pewnością każdemu będzie smakować.
Asia - Plusem Niebieskich Migdałów jest to, że przy każdej wizycie dana herbata może mieć troszkę inną kompozycję smakową. Nie są to bowiem gotowe mieszanki, tylko tajemne receptury Gospodyni. I to sprawia, że ta herbaciarnia jest jeszcze bardziej magiczna.
Igor - Samo przebywanie w tej herbaciarni jest przyjemnością - miłe wnętrza i słodki zapach. Dodatkowo można spróbować wyśmienitej herbaty i równie dobrych, dopasowanych do napoju, ciast i ciasteczek. A wszystko dopełnia przemiła atmosfera którą tworzy obsługa.
Asia - Idealne miejsce na randki (nie tylko te pierwsze!) i na pogaduszki. Trzeba tylko pamiętać o wcześniejszym odwiedzeniu bankomatu, bo w Niebieskich Migdałach nie można płacić kartą. Nie można także palić, ale to chyba oczywiste.

Wydatki:
Herbata "Niebieskie Migdały" 8.00 zł
Herbata "Jesienne Marzenie" 8.00 zł
Torcik budyniowy 12.00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +5
jedzenie: +5
czas: +5
wystrój: +4
czystość: +5


Ogólna ocena:

Herbaciarnia Niebieskie Migdały
Łódź, ul. Piotrkowska 200
tel. 609 511 484


Wyświetl większą mapę

U Chochoła - do gór daleko


Asia - Zorientowaliśmy się, że zbliża się koniec miesiąca dlatego skierowaliśmy nasze kroki na Piotrkowską 200 do Niebieskich Migdałów.
Igor - Ponieważ jednak byliśmy głodni, weszliśmy najpierw do restauracji karczmy "U Chochoła" aby coś przekąsić.
Asia - Wybraliśmy dobry dzień, bo u Chochoła było prawie pusto, więc bez problemów wybraliśmy sobie stolik w kącie, myślami już będąc kilka metrów dalej...
Igor - Tak, to miał być szybki posiłek przed relaksem... ale o nim później.
Asia - Zaraz po tym jak zasiedliśmy, podszedł do nas kelner i podał karty dań.
Igor - Są dość osobliwe, bo poza szeregiem kartek jest też gruba na kilka centymetrów deska, która jest jednocześnie "ostatnia kartką" tegoż menu.
Asia - Moje menu zaczynało się od wierszyka, o tym jaki to fajny lokal, jak dobrze żywią, że imprezy zamknięte można organizować i takie tam. Potem zaczynały się kartki z daniami... na specjalne zamówienie, dla kilku osób, zakąski, polewki, i na stół "wół podany może być" i "ptaki tyż są" - słowem menu w klimacie.
Igor - Ogólnie cała knajpa stylizowana jest na góralską. Na ścianach wiszą ciupagi, skóry itp. Stoły i ławy są drewniane.
Asia - Podszedł do nas kelner. Zanim złożyłam zamówienie upewniłam się, że na wybrane przeze mnie pierogi nie będę długo czekać. Usłyszałam, że to potrwa ok. 10 minut. Zamówiłam więc 8 sztuk pierogów z kapustą i grzybami.
Igor - Ja kierując się tym samym, wybrałem gołąbki 3 sztuki. Troszkę się zastanawiałem czy to wystarczy. Kelner spytał, czy do tego życzyłbym sobie ziemniaki z wody, lub kopytka. Podziękowałem i poprosiłem o chleb. Kelner dopytał się jeszcze ile sztuk, a także zaproponował kapustę zasmażaną. Jako że lubię gołąbki, ale same w sobie, nie zdecydowałem się już na żadne dodatki.
Asia - Za picie też podziękowaliśmy, wszak czekała na nas pyszna herbata za kilka minut... Po chwili kelner wrócił z trzema(!) kompletami sztućców w koszyczku oraz darmową przystawką: w koszyczku stały dwa pojemniczki, jeden z twarożkiem ze szczypiorkiem, drugi z smalcem. Do tego z boku dwie pajdki chleba. O ile twarożek był smaczny, tak smalec... cóż jadałam lepszy. Ten był bez smaku, prawie bez skwarek.
Igor - Zjadłem swoją pajdę chleba z twarożkiem. Był smaczny, choć jak na mój gust nieco bez smaku, a szczypiorek jakby mało aromatyczny. Kiedy zjadłem, stwierdziłem że pójdę do toalety. Trafić tam było dość prosto, bo wejście do korytarzyka jest niemal na środku sali. Sama toaleta (jednyna w lokalu) schowana jest za drewnianymi drzwiami. W środku... miszmasz. Z jednej strony wszystko wzorowane na góralskie klimaty, a z drugiej szklany "dizajnerski" zlew w kształcie leja. Nad głową głośnik z którego płynie góralska muzyka, taka sama jak w całym lokalu.
Asia - W tym czasie z kuchni przyszła kelnerka z dwoma talerzami i koszyczkiem ze sztućcami. Postawiła to przede mną z tekstem: "te gołąbki i pierogi to dla pani?". Odbąknęłam, że jestem jeszcze z kimś, ale pani już nie było. Poczekałam więc aż Igor wróci i pozwoliłam mu wybrać sobie jeden z pięciu kompletów sztućców, które mieliśmy na stole.
Igor - Kiedy przyszedłem, na stole stały już talerze z potrawami. No i się nieco zdziwiłem. Poza pięcioma parami sztućców, zaskoczyła mnie też wielkość mojej potrawy. Specjalnie pytałem się kelnera czy są to "gołębie", czy bardziej "wróble", jakiej one są wielkości, mógł powiedzieć że sprzedają gołąbeczki. Trzy małe kawałki z zawartością mięsa porównywalną do paluszków rybnych. Całość oblana smacznym, gęstym sosem pomidorowym. Same gołąbki też niczego sobie - miłe w smaku, bez jakichś szczególnych odchyleń od normy. Ani za słone, ani za kwaśne, ani też za gorące.
Asia - Moje pierogi zajmowały zaś cały talerz! Osiem dużych pierogów, z dość grubego ciasta, w środku ze smacznym farszem. Szkoda, że letnim. Gdy jadłam ostatniego pieroga był już zimny.
Igor - W czasie gdy jedliśmy, z restauracji wyszedł kelner który nas obsługiwał. Na całą salę została jedna kelnerka.
Asia - To co przykuło moją uwagę to jej wyjątkowo modernistyczne kierpce... znaczy się japonki. OK, jeśli jej wygodnie to nie ma problemu, szkoda tylko, że gryzło się to z góralską spódnicą i resztą góralskiego stroju.
Igor - Może kelnerka miała problemy ze wzrokiem? To by wiele tłumaczyło - nie widziała że wchodzą nowi klienci, nie widziała też że my skończyliśmy i coś od niej chcemy. A zwyczajnie, chcieliśmy już wyjść z tej karczmy, bo gości przybywało niestety także tych palących.
Asia - Ubraliśmy się zatem i podeszliśmy do kasy aby uregulować rachunek. Całe 27 zł. Jednak po wydrukowaniu paragonu okazało się, że 29 zł... skąd te 2 zł więcej? Za dwie pajdy chleba które Igor zamówił, a nie dostał... Chyba, że to ta przystawka była płatna.
Igor - Nie chciało mi się tego wyjaśniać, ale niesmak pozostał. Tym bardziej, że zapytana kelnerka kompletnie nie była w stanie odpowiedzieć na moje pytanie. To nic, że to ona osobiście przynosiła nam potrawy, swoja niewiedzę tłumaczyła jednym - to kolega przyjmował zamówienie. Machnąłem ręką i wyszedłem, aby dogonić Asię.
Asia - Wyszłam z karczmy. Nawet najedzona. Ale niezadowolona: z obsługi, z palących obok klientów, z rachunku. Wątpię abym tam wróciła.
Igor - Może to i dobre miejsce na zjedzenie jakiegoś dania, ale to niestety wszystko. Zabiegi jakie czynią właściciele, aby ustylizować miejsce na góralskie, jest jak dla mnie niewystarczające, aby z nędznego miejsca zrobić knajpę z klimatem.
Asia - Dla kogo to lokal? Może dla wielbicieli góralskich klimatów? Ale chyba są lepsze pod tym względem karczmy w Łodzi. Dla wielbicieli polskiego jedzenia? Też są lepsze lokale w tym zakresie.
Igor - Jak ktoś lubi posłuchać góralskiej muzyki z płyty, pooglądać góralskie kapelusze i ciupagi, posiedzieć na niewygodnych ławach... Polecamy!

Wydatki:
8 pierogów 10,00 zł
3 gołąbeczki 17,00 zł
2 pajdy chleba 2,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -3
jedzenie: +3
czas: +3
wystrój: +3
czystość: +3


Ogólna ocena:


Restauracja Karczma "U Chochoła"
Łódź, ul. Piotrkowska 200
tel. 042-637 09 19
www.uchochola.pl


Wyświetl większą mapę

16 lis 2008

Flunch - na lunch


Igor - Będąc na zakupach w Manufakturze dopadł nas głód. Nie mieliśmy jednak weny na restaurację, a jednocześnie nie chcieliśmy jeść jakiegoś zwykłego fast-fooda.
Asia - Zawitaliśmy więc do baru(?) Flunch. Znajduje się on na piętrze z jedzeniem (tzw. food court) w samym rogu.
Igor - Mówi się, że Flunch to francuska odpowiedź na amerykański fast food.
Asia - Fakt, francuska kuchnia jest bardziej wyszukana. Tak więc i w tym lokalu znajdujemy bardziej wyszukany sposób montowania menu.
Igor - Bierze się bowiem tacę, obchodzi stoiska z sałatkami, ciepłymi daniami, pizzą, napojami i wybiera to na o ma się ochotę. Ze skompletowanym daniem podchodzi się do kasy, gdzie kelnerka sumuje wszystko.
Asia - My mieliśmy ochotę na coś małego, więc przyjrzeliśmy się sałatkom. Do wyboru kilka rodzajów, z mięsem i bezmięsne. Wszystkie wyglądające i pachnące bardzo zachęcająco.
Igor - Mimo że jest tu samoobsługa, to jednak można mieć kontakt z obsługą - jeden z kucharzy miło nas przywitał. Można do nich także zagadać, a jeśli nie jest się pewnym jakiegoś dania, można poprosić o bezpłatną degustację (nie dotyczy napojów).
Asia - Na ulotkach Flunch chwali się także, że jeśli upuścisz danie na terenie bistro, to bezpłatnie dostaniesz nową porcję. Każdego dnia można także spróbować min. 2 sałatki i co najmniej kilka rodzajów pizzy (próbowałam wcześniej pizzę-pieroga, bardzo smaczny).
Igor - Ze skompletowanymi sałatkami podeszliśmy do kasy przy której skusiliśmy się jeszcze na bułeczki. Kelnerka zważyła nasze dania i podała kwotę do zapłaty.
Asia - Grzecznie zapłaciliśmy i udaliśmy się na "stołówkę" szukać wolnych miejsc - bo niestety nie jest łatwo znaleźć pusty stolik w tej części Manufaktury.
Igor - I co można powiedzieć o sałatkach. Z pewnością są świeże i smakują wyśmienicie. Bułka, niestety mnie zawiodła. Była na wpół czerstwa. Niemniej smakowała dobrze i fajnie komponowała się z sałatką.
Asia - Jedna z moich sałatek była z kurczakiem - smaczna, soczysta i jednocześnie ciężka. Drobna przestroga: jeśli macie ochotę na lekki (także finansowo) lunch, to uważajcie na gramaturę.
Igor - Ja także wziąłem sobie kilka rodzajó sałatek. Jedna z nich, z brokułami blanszowanymi, była rewelacyjna. No ale pozostaje jeszcze jeden feler - wszystko podawane jest w plastikowych naczyniach, plastikowymi sztućcami na plastikowych tacach.
Asia - Igor, nie przesadzaj. To nie są takie zwykłe plastikowe sztućce jak z przydrożnych barów czy chińskich budek. Te kształtem i twardością przypominają takie normalne, domowe. Tyle, że nie metalowe tylko jednorazowe.
Igor - W ofercie Fluncha poza jedzeniem, można także znaleźć różne rodzaje kaw, lody w kilkunastu smakach oraz ciastka. Ceny nie należą do najniższych jak na taki asortyment, ale sądzę że każdy może odszukać coś dla siebie.
Asia - Polecam Flunch jako smaczną alternatywę dla amerykańskich sieci. Też jest szybko (a nawet szybciej, bo nie ma takich kolejek), a o ile smaczniej.

Wydatki:
Sałatki na wagę (100 g) 3.00 zł
Bułeczka 0.9 zł
Ice Tea red 4.90 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +2
jedzenie: +4
czas: +4
wystrój: +1
czystość: +5

Ogólna ocena:

Restauracja Bistro Flunch
Łódź, ul. Karskiego 5
Manufaktura
tel. 042-634 86 75



Wyświetl większą mapę

4 lis 2008

The Mexican - adios smak


Igor - Ta restauracja istnieje na łódzkim rynku od wielu lat. Dotychczas bywaliśmy w innej meksykańskiej restauracji "Hola Amigo". No ale nic nie trwa wiecznie i niestety lokal przy ul. 6 Sierpnia 2 zmienił swoje oblicze i nie jest już tym samym lokalem.
Asia - Zawitaliśmy więc za róg, do The Mexican, zwanej po prostu "meksikaną". Jest to lokal w podwórzu przy ul. Piotrkowskiej 67, tam gdzie znajduje się kino Polonia, "Fashion Cafe" (dawne "Pret a cafe") i pizzeria Presto.
Igor - Weszliśmy do środka przez drzwi niczym z westernu. I niemal od samego wejścia przywitał nas kelner przebrany za cowboya. Spytał się, czy życzymy sobie miejsca dla dwojga i wskazał ręką proponowane miejsce przy oknie. My jednak mieliśmy ochotę iść na piętro.
Asia - Dodajmy, że swoje przywitanie zaczął od sformułowania "Hola Amigo!", gdy weszliśmy na piętro dokładnie te same słowa usłyszeliśmy od obsługującej tam kelnerki. Zajęliśmy wolny stolik i po chwili podeszła do nas kelnerka, która podając karty przedstawiła się i powiedziała, że dziś będzie nas obsługiwać. Podczas naszego testowania jeszcze się z takim powianiem nie spotkałam.
Igor - Usiedliśmy sobie w takim miejscu, że widzieliśmy niemal całą salę. Widzieliśmy każdego kto wchodził po schodach, na których nota bene stały cmentarne znicze - to niedopałki po Halloween.
Asia - Widać, że w lokalu świętowano z tej okazji, gdyż prócz normalnego meksykańskiego wystroju, butelek, ogłoszeń typu "poszukiwany" (ang. "wanted"); na ścianach, schodach i pod sufitem widać było pseudo pajęczyny.
Igor - No ale ok, wróćmy do obsługi. Na piętrze obsługiwała para - kelner w amerykańskim kapeluszu i kelnerka wyglądająca jak... no jak pani z saloonu. Wygląda efektownie, ale jakoś w restauracji tego nie czuję. Ma to odciągać wzrok od jedzenia, czy jeszcze coś innego? Ważne że charakterystycznie? Tak czy inaczej nasza kelnerka przyniosła nam po dwie karty. Czekaliśmy na nią około 5 minut.
Asia - Moja karta składała się z dwóch kartek formatu A4 ze spisem dań i napojów, oraz wąskiej kartki z drinkami (włożonej luzem do tamtej).
Igor - Ja dodatkowo miałem jeszcze kartę z alkoholami i deserami. A na czas wertowania menu, otrzymaliśmy mały pojemniczek z trójkątnymi chipsami z kukurydzy - nachos, podane wraz z sosem salsa. Miło się chrupało.
Asia - Dość szybko doszłam do wniosku, że mam ochotę na kurczaka. Wybrałam Chimichangę czyli pszenną tortillę z polędwicą robiową, mozzarellą, ryżem paila i sałatką. Chociaż do tj pory nie wiem jak to wymówić ;-)
Igor - No a ja miałem nie lada problem na co się zdecydować. Postanowiłem zrobić to samo, co kiedyś w Istambule - wybrałem duży talerz z różnymi rodzajami mięsa. W zestawie Mix mex są żeberka z grilla, pikantne skrzydełka, mięso mielone w tortilli, ziemniaki zapiekane z serem i surówka. Stwierdziłem, że takie różnorodne mięsiwa pozwolą mi w pełni ocenić co w Mexicanie serwują.
Asia - Do tego wybraliśmy napoje gazowane, które w The Mexican nalewa się samodzielnie z dystrybutora, tak więc dostaje się szklankę i leje ile się chce. Gdy kelnerka przyjmowała zamówienie zapytała o stopień ostrości mojego dania. Do wyboru miałam: ostry, bardzo ostry i łagodny. Zdecydowałam się na ten ostatni.
Igor - U mnie wyboru ostrości już najwyraźniej nie ma. Kelnerka przyjęła zamówienie, zabrała karty menu i zniknęła. Ja stwierdziłem, że to czas na poszukanie toalety. Poszedłem więc w kierunku, który wskazywała tabliczka z napisem "toaletos". No to poszedłem w ten korytarzyk, a tam kolejna łamigłówka i radosna twórczość z nazewnictwem. Ok, może staroświecki jestem, ale lubię wiedzieć jakie drzwi otwieram. A łatwe to nie jest, tym bardziej że w tym korytarzyku naliczyłem 7 par drzwi. Zaglądałem niemal za każde, a to łazienka damska, a to męska, a to dla obsługi, a to jakiś schowek, dopiero na końcu znalazłem toaletę. Wszystkie wejścios były stylizowane na westernowe wychodki.
Asia - Ja w tym czasie obserwowałam lokal. A konkretnie dodatki. Np. obrusy - papierowe kwadraty, wymieniane po każdych gościach, świeczki na stołach i czytałam sobie menu. W części z alkoholami znalazłam zapis, że zamawiając jeden z trunków otrzymuje się razem z kompanem do picia. Byliśmy we dwójkę, więc nie sprawdzaliśmy tego, ale opcja jest ciekawa.
Igor - Ale właśnie, te papierowe obrusy. Doceniam, że każdy klient dostaje nowy (oby), ale wiecznie klejący się do rąk papierzysko, nie jest czymś przyjemnym. W menu wyczytałem także, że jeden z deserów podawany jest przez tajemniczego Zorro. Kiedyś słyszałem od znajomego, że jeśli zamówi się to danie, gasną światła a na salę wpada przebrany kelner a reszta bije mu brawo... Jako że my staramy się iść do knajp po jedzenie i zwykle "testuJemy", nie zdecydowaliśmy się na te cyrkowe popisy.
Asia - Po około 20 minutach od zamówienia na stole pojawił się talerz z moją "Chimichangą". Talerz dość nietypowy bo w kształcie ośmiopłatkowego kwiatka. Na środku z ogromną tortillą, zawiniętą jak duży krokiet. Po obu stronach z surówką z białej kapusty, śmietaną i sosem. Całość wyglądała nietuzinkowo.
Igor - Ponieważ mojego dania jeszcze nie było, wziąłem dwie puste szklanki i poszedłem do dystrybutora. Fajny gadżet, gdyby nie to że nalewany napój strasznie się pienił i musiałem nalewać na raty - trochę piany, odczekać aż opadnie, znowu piana itd. Wróciłem do stolika i w tym samym momencie podeszła kelnerka z moim daniem. Było podane na ogromnym półmisku.
Asia - Moja tortilla była chrupiąca, ciepła, środek był wyjątkowo łagodny. Kwaśna śmietana urozmaicała smak, ale nie jestem wielbicielką takiego połączenia. Smaczna była także surówka. Świeża, chrupiąca, mile oczyszczająca kubeczki smakowe.
Igor - Nie wiedziałem za co się zabrać, mając w pamięci adnotacje z menu "ponoć najlepsze żeberka w mieście", postanowiłem zacząć właśnie od tego rodzaju mięsa. Powiem tylko tyle - świetne... jako podkład do picia dużej ilości wódki. Takich tłustych żeberek nie jadłem chyba nigdy w życiu. Ludzie, gdzie wy to kupujecie? Straszne, kość tłuszcz, trochę mięsa - tłustego. Smaku nie oceniam bo i nie doceniam czegoś czego nie ma.
Asia - Postanowiłam dopić mojego sprite i uzupełnić szklankę. Jednak od samego początku coś mi nie pasowało w smaku. Mocno gazowany, mało słodki... taki mało-spritowy. Nie ośmielę się powiedzieć, że to nie był sprite. Może po prostu proporcje przy dystrybutorze zostały źle ustawione.
Igor - Ja zabrałem się za kolejne mięsko w zestawie - mielone. Nie no rewelacja! Pyszne, soczyste, o fajnym smaku. Tu choć czuć że dodano jakieś przyprawy. W tym momencie przyszła kelnerka z miseczką wody i kilkoma cytrynami w środku - to gdyby zdecydował się pan jeść skrzydełka rękoma - dodała. W takim razie spróbowałem skrzydełek. No i znów to samo. Czy tu przychodzi się jedynie pić, a jedzenie służy za zagryzkę do alkoholu? Naprawdę, uwielbiam skrzydełka, ale te "demeksikańskie" były przeraźliwie tłuste. I szczerze powiedziawszy współczuję restauracjom, które kupują drób tak paskudnej jakości. Nic, nawet przyprawy, nie mogły sprawić żeby te skrzydełka mi jeszcze zasmakowały.
Asia - Nie będę się tak rozpisywać o swoim daniu, bo choć porcja pokaźna, to bez rewelacji i zaskoczeń przy każdym kęsie. Słowo więc o muzyce sączącej się z głośników. Kubańsko-meksykańskie rytmy. W klimacie, spokojne, niezbyt głośne, pozwalające na swobodną rozmowę.
Igor - Na moim półmisku pozostał jeszcze niespróbowany ziemniak zapiekany z serem. Przepołowiony duży kartofel, z położonym na wierzchu zasmażanym serem. Fajny smak, choć ziemniak wole jak jest nieco bardziej miękki. Na koniec surówka, nic specjalnego ale smakowała na świeżą i była soczysta.
Asia - O ile na początku pobytu w The Mexican miałam ochotę na deser, to po skończeniu dania, po prostu brakło na niego miejsca. Poprosiliśmy więc kelnerkę o rachunek.
Igor - Ja podobnie. Po takim tłustym żarciu, to żaden deser nie pasuje. Kelnerka po chwili wróciła z etui - w środku poza wydrukiem, był także rachunek i ulotka reklamowa.
Asia - Na rachunku ręcznie dopisany tekst "Dziękujemy, adios" i słoneczko. Pozytywna sprawa. Uśmiechnęliśmy się choć rachunek nie należał do najniższych. Zostawiliśmy należną kwotę i nie czekając na resztę zaczęliśmy wychodzić. Przy drzwiach na dole ponownie spotkaliśmy cowboya, który mile nas pożegnał i zaprosił do ponownych odwiedzin.
Igor - Ogólnie wizyta jak medal - ma dwie strony, zupełnie różne. Jedna to obsługa, a drugi to jedzenie. Czy mi się podobało i tam wrócę? Z punktu widzenia osoby chcącej dobrze zjeść, to wyszedłem kompletnie niezadowolony, a im więcej czasu mijało tym czułem się coraz gorzej. Jeśli miałbym iść na męski wieczór tylko dla miłej obsługi... być może, o ile nie trafilibyśmy na jakiegoś cowboya ;-)
Asia - W sumie jest to chyba lokal na pogaduchy przy mocnych trunkach. Choć gruchające gołąbki przy małych stolikach także widziałam. Polecam na wypad większą ekipą na kolację z procentami; wtedy trzeba zamówić ten deser z Zorro - będzie wesoło, będzie co wspominać. Czy będzie smacznie? To zależy od gustu.

Wydatki:
Chimichanga de pollo 16.50 zł
Mix mex 29.90 zł
Napój 5.00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +5
jedzenie: -1
czas: +5
wystrój: +3
czystość: +4


Ogólna ocena:


Restauracja The Mexican
Łódź, ul. Piotrkowska 67
tel. 042-633 68 68
www.mexican.pl


Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony