27 lip 2008

Fresco Cafe - fajna kawiarnia


Asia - W niedzielne popołudnie, podczas obchodów "Urodzin Łodzi" spacerowaliśmy wśród tłumów Łodzian po Piotrkowskiej. Nie byliśmy głodni, bo weekend spędziliśmy pod znakiem grilla i domowego jedzenia, ale zdecydowanie chcieliśmy się napić czegoś zimnego.
Igor - Asia miała ochotę na jakąś kawę, ja jednak przy takich upałach zapragnąłem czegoś słodkiego i zimnego.
Asia - Byliśmy w okolicach Saspolu i pragnienie się wzmagało. Ponieważ zaś wszystkie ogródki były zapełnione, wybór padł na znajdującą się w podwórku kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 107, Fresco Cafe.
Igor - Usiedliśmy sobie przy jednym ze stoliczków wystawionych na podwórku. Choć miejsc było sporo, także wewnątrz kawiarni.
Asia - Dosłownie po chwili pojawiła się młoda dziewczyna z menu dla nas.
Igor - Każde z nas otrzymało po jednym i zaczęliśmy wybierać. Jako że nie mogłem się zdecydować pomiędzy napojem a deserem, postanowiłem zamówić obie te rzeczy.
Asia - Ja szybko przejrzałam kawy gorące i zatrzymałam się na Ice Coffee (kawa na bazie espresso, z mlekiem, lodami waniliowymi i bitą śmietaną) oraz na Frappe (śmietanka 12% i kostki lodu również na bazie espresso). Ponieważ dwie kawy wieczorem to o jedną za dużo zdecydowałam się na słodszą wersję - Ice Coffee.
Igor - Ja postanowiłem wziąć coś na oczyszczenie kubeczków smakowych Bitter Lemon, a na deser wymyśliłem sobie deser z lodów kokosowych oblanych polewą z białej czekolady.
Asia - Kelnerka dała nam wystarczającą ilość czasu na wybranie dań i pojawiła się dokładnie w momencie gdy się zdecydowaliśmy. Pragnienie Igora było tak ogromne, że poprosił najpierw o swoją cytrynę, a dopiero potem o lody. Swoją prośbę wyraził chyba niezbyt dobitnie, bo po kilku minutach na naszym stoliku pojawiły się wszystkie 3 zamówione produkty razem.
Igor - Taki zgrzyt. Na cholerę mi napój, do topiącego się na takim upale, deseru lodowego? No ale nic, zacząłem pić Bittera, aby szybko przejść do smakowania lodów.
Asia - Ja nie miałam takiego problemu przy mocnej kawie, połączonej ze słodkimi lodami z pokaźną porcją bitej śmietany. Po prostu niebo w gębie.
Igor - Mój deser też był przepyszny i za bardzo nie wiem jak opisać przepyszny smak lodów z nie za wielkimi kawałkami kokosów, ale także że za małymi. Takimi akurat. No i wielkość całość w sam raz.
Asia - W tak zwanym międzyczasie odwiedziłam tradycyjnie toaletę. Duży plus: czysto, z klasą, pachnąco. Zresztą cały lokal jest wyposażony w nowoczesne w stylu meble, świetnie komponujące się z kolorem i zapachem kawy. Wychodząc poprosiłam o rachunek, który pojawił się na stoliku w małej drewnianej szkatułce z wypisanym wewnątrz tekstem "napiwki mile widziane".
Igor - Zapłaciliśmy, a napiwek miło zostawiliśmy.
Asia - Fresco Cafe to lokal zarówno na poranną kawę, pogaduchy przy ciastku jak i wieczorne sączenie czekolady we dwoje. Polecamy,

Wydatki:
Ice Coffee 12.00zł
Bitter Lemon 6.00zł
Deser lodowy 14.00zł

Ogólna ocena:

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: 4
jedzenie: 5
czas: 4
wystrój: 5
czystość: 5

Kawiarnia Fresco Cafe
Łódź, ul. Piotrkowska 107
tel. 0605 101 604
www.frescocafe.pl


Wyświetl większą mapę

10 lip 2008

Wielki Mur - pusto tu


Asia - W ubiegło-miesięcznej sondzie, większość osób wskazała nam, abyśmy poszli do chińskiej restauracji Wielki Mur.
Igor - Szliśmy tam zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać. Żadne z nas tam nigdy nie gościło i na dobrą sprawę, wiedzieliśmy tylko że to jedna ze starszych knajp w Łodzi serwujących orientalne jedzenie.
Asia - Okolica zupełnie nie imprezowa, choć przy pobliskim skrzyżowaniu są dwie małe restauracje: Sezam i Tradycja. Poszliśmy więc do Wielkiego Muru w ciemno.
Igor - Jeśli nadal nie wiecie, gdzie się wybraliśmy, przypomnijcie sobie gdzie jest skrzyżowanie ulicy Tuwima i Sienkiewicza, a następnie pobliski wieżowiec. To właśnie na pierwszym piętrze tego budynku, znajduje się restauracja którą odwiedziliśmy.
Asia - Przy wejściu do budynku są lwy, wchodzimy do przedsionka i rozpoczynamy naszą podróż do Chin. Ściany, dekoracje, poręcze schodów wszystko wprowadza nas w klimat. Udajemy się schodami na pierwsze piętro. Z każdym krokiem naszym oczom ukazuje się coraz większy obszar stołów i stolików - wszystkich już zastawionych i czekających na klientów. Tyle tylko, że gdy weszliśmy nie zauważyliśmy nikogo. Ani klientów ani obsługi.
Igor - Chwila zawahania i pojawił się kelner, który spytał się na ile osób chcemy stolik i czy w sali dla palących. Kiedy wybraliśmy, zaprosił nas za sobą, usadził przy stoliku i podał nam menu.
Asia - Usiedliśmy w rogu sali przy wskazanym stoliku dla dwóch osób. Choć prawdopodobnie mogliśmy usiąść przy dowolnym w jednej z 5 sal. Każda jest w nieco innym stylu i kolorystyce.
Igor - Jak można wyczytać na stronie internetowej restauracji, każda z sal ma inną nazwę. Poza główną na około 100 osób, można usiąść w sali "tramwaj" na 20 osób, "różowej" na 28 osób, "kominkowej" na 14 osób, oraz w salce "B" na raptem 8 osób. Nas usadzono nie wiem w której z tych sal, pamiętam tylko że było duszno. Po jakims czasie jednak zaczęła działać klimatyzacja.
Asia - Zaczęłam przeglądać menu... dość duży wybór dań spowodował, że wybranie jednej potrawy nastręczyło mi nie lada trudności. Po dłuższym zastanowieniu wiedziałam, że mam ochotę na wieprzowinę z warzywami w pięciu kolorach. Do tego wino.
Igor - Ja też stwierdziłem, że dobrym uzupełnieniem posiłku będzie wino. Nie mieliśmy ochoty rozpijać się, więc zdecydowaliśmy się na jedną lampkę wina. I tu małe zaskoczenie, chcąc mieć dopasowane wino do jedzenia (wybrałem wieprzowinę, więc wino czerwone), a jednocześnie chcąc zamówić tylko jedną lampkę pozostał nam wybór jednego wina: Chianti Cecchi. Do jedzenia zdecydowałem się wziąć, Gorący talerz: „Osiem skarbów” czyli cztery rodzaje mięsa, podane na gorącym talerzu.
Asia - Podobnie jest z winem białym - na lampki tylko jedno. Pozostałe tylko w całości - pozwala to się zorientować na jakich klientów nastawiony jest Wielki Mur. Chwilę po tym jak wybraliśmy dania podszedł kelner i przyjął od nas zamówienie dopytując jednocześnie o dodatki, gdyż danie główne zawiera tylko mięso, a dodatki typu surówki, ryż, czy frytki są dodatkowo płatne.
Igor - Licząc się z tym, że moje danie będzie się składało z dużej ilości mięsa i sosu, domówiłem jeszcze ryż. Po złożeniu zamówienia, kelner zabrał nam karty dań i zniknął na zapleczu. W lokalu nadal panowała pustka - tylko my z klientów, kelner i jakaś dziewczyna za barem. Nota bene, przez cały czas oczekiwania na danie, obie osoby zajęte były... czyszczeniem wspomnianego wcześniej akwarium.
Asia - Gdy kelner wrócił i podmienił nam mniejsze talerze na większe nie zdążyłam zapytać o toaletę, więc gdy on zniknął na zapleczu wybrałam się na zwiedzanie poszczególnych sal aby znaleźć ustronne miejsce. Tym samym zawitałam do sali "B" - wyjątkowo przytulnej i kameralnej. W sam raz na małą rodzinną uroczystość. O samej toalecie mogę powiedzieć tyle, że pamięta czasy powstanie lokalu - zarówno armatura jak i wystrój do bardzo eleganckich nie należą, i stylem zdecydowanie nie nawiązują do Chin.
Igor - Nie pasuje chyba też do rangi do jakiej aspiruje ten lokal. No ale w restauracji są ważniejsze rzeczy...
Asia - Wprawdzie tylko Igor zamówił danie na gorącym talerzu, ale moje także pojawiło się na mini kuchence - podobnej do kuchenki turystycznej. Zostałam tym miło zaskoczona. Na "kuchence" stał prostokątny talerz z moją wieprzowiną i warzywami... raczej nie dostrzegłam ich pięciu kolorów, ale do całości: smaku, ostrości, proporcji i ilości nie mogę mieć zastrzeżeń. Całość fajnie się komponowała.
Igor - A mój gorący talerz był faktycznie gorący. To gruby, wykonany z kamienia półmisek, wypełniony mięsiwem. Dziwił mnie tylko sposób, w jaki kucharz zabezpieczył talerz przed przywieraniem do niego jedzenia. Jeśli będziecie to zamawiać, uważajcie na odrywającą się pod wpływem łyżki, folię aluminiową. Natomiast samo danie, wraz z sosem i kawałkami warzyw - rewelacja! Smak, twardość, ilość i estetyka bez zastrzeżeń. Do tego jedna mała porcja białego gotowanego ryżu, podanego na sposób chiński, czyli nieco lepiący się i dający się jeść pałeczkami - tych jednak nie dostaliśmy.
Asia - Smaku wina, którego dostaliśmy, nie będziemy oceniać - ile ludzi tyle gustów, a jak smakuje Chianti Cecchi każdy może sprawdzić sam. Godne uwagi były jednak kieliszki w jakich podano nam wino. Ogromne, na oko 300 ml. Wyglądały wyjątkowo elegancko.
Igor - Smakowało nam bardzo. Ja, mimo że miałem większą porcję, zjadłem pierwszy. Kelner myślał, że skończyliśmy oboje i przyszedł zabrać nasze puste talerze. I tu zaskoczenie, a jednocześnie potwierdzenie jak powinien zachowywać się rasowy kelner - widząc że Asia jeszcze kończy swój posiłek, odwrócił się na pięcie i wrócił dopiero wtedy, gdy Asia skończyła.
Asia - Ponieważ jedzenie było dobre, ale nie rozsadzało nam żołądków postanowiliśmy zamówić jeszcze jakiś deser. Ja zdecydowałam się na smażonego banana z miodem.
Igor - Ja miałem ochotę na coś słodkiego, ale coś co nie spowodowałoby zasłodzenia. Zdecydowałem się na Lychee w czekoladzie.
Asia - Kelner ponownie zniknął i po jakimś czasie pojawił się z naszymi deserami. Mój banan był w kawałkach. Zasadniczo był to banan w cieście naleśnikowym, smażony w głębokim oleju, a na małej miseczce dostałam miód wielokwiatowy. O ile główne danie było ok, tak nie mogę tego powiedzieć o bananie. Był za miękki, ociekał tłuszczem i zasadniczo był mdły.
Igor - Niestety, mój deser również skutecznie zatarł doskonałe wrażenie dania głównego. W salaterce dostałem kilka owoców lychee wyłowionych z puszki, całość oblana dość obficie... bitą śmietaną. A gdzie tytułowa czekolada spytacie? No było jej tyle co kot napłakał. Kilka kropel sosu czekoladowego znalazłem na tym śmietankowym kopczyku.
Asia - Jakiego typu lokalem jest Wielki Mur? Raczej nie jest to knajpa na szybki lunch, młodzieżowo też raczej nie jest. Wydaje mi się, że spokojnie można tam zorganizować większe i mniejsze uroczystości rodzinne (z DJ i tańcami, gdyż w lokalu jest parkiet, nagłośnienie i stanowisko dla DJ). Obsługa, ceny i menu pozwalają zaś twierdzić, że spokojnie można udać się tam na spotkanie biznesowe, gdyż klasa i takt kelnera jest niezaprzeczalny.
Igor - Restauracja nazywa się chińską i chyba dania tej kuchni należy zamawiać. Odradzamy wszelkie desery, bo są kompletnie zaprzeczeniem dobrego smaku jak i jakości. I coś jeszcze, na co zawsze zwracamy uwagę w naszych recenzjach - stosunek ceny do jakości. W przypadku Wielkiego Muru, ten współczynnik nie wypada za dobrze. Śmiem twierdzić, że równie dobre jedzenie, ale za niższą cenę można zjeść w innych lokalach. Bo jak oceniać restaurację, w której zjedliśmy wyśmienite danie główne, wypiliśmy po lampce przeciętnego wina i zjedliśmy kiepski deser, a na rachunku mamy prawie 120zł do zapłacenia?
Asia - Zazwyczaj nie noszę takiej gotówki w portfelu, więc dobrze, że w Wielkim Murze można płacić kartą...
Igor - ...można, ale na zapleczu! Tak tak, tam musiałem iść, aby w tym wykwintnym lokalu móc zapłacić kartą płatniczą. Nie wiem, może przeciętny klient tej restauracji, niczym pewien łódzki ex poseł, nosi gruby zwitek banknotów w kieszeni.

Wydatki:
Wieprzowina z warzywami w pięciu kolorach 21,80 zł
„Gorący talerz”: „Osiem skarbów” 29,80 zł
Ryż gotowany (150g) 3,20 zł
Smażony banan z miodem 7,20 zł
Lychee w czekoladzie 13,80 zł
Sok porzeczkowy 4.90zł
Chianti Cecchi 2x10cl 26.00zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: 4
jedzenie: 2
czas: 3
wystrój: 4
czystość: 3

Ogólna ocena:

Restauracja chińska Wielki Mur
Łódź, ul. Tuwima 28
tel. 042-630 67 85
www.wielkimur.pl


Wyświetl większą mapę

6 lip 2008

Pierrogeria - PieDROGOria


Asia - Zupełnie przypadkowo, dzisiejszego wieczora zawitaliśmy do Manufaktury.
Igor - Łażąc po niej, doszliśmy do wniosku że pora coś zjeść. Coś niewielkiego, coś czego jeszcze nie próbowaliśmy. Tym sposobem zdecydowaliśmy się na Pierrogerię, o której słyszeliśmy już sporo opinii. Tyle dobrych co i złych. Postanowiliśmy spróbować samemu.
Asia - Usiedliśmy w ogródku. Zanim na dobre zajęliśmy nasze miejsca, pojawiła się kelnerka podając nam menu.
Igor - Miło, że kelnerka czuwa nad tym co się dzieje i widzi klientów. Od samego początku zyskała w moich oczach. A samo menu, nic specjalnego, ale poukładane logicznie i bez trudu można się w nim rozeznać. Jeśli ktoś spodziewa się czegoś więcej niż pierogi... cóż mogę powiedzieć że serwują jeszcze jakieś naleśniki.
Asia - Prócz pierogów z pieca, można skosztować także takich tradycyjnych, z wody - na słono, słodko, ostro.
Igor - Bardzo lubię pierogi, uwielbiam z kapustą i z grzybami, zdecydowanie preferuję pierogi z wody. Niemniej, nie po to przyszedłem do Pierrogerii aby próbować coś, co doskonale wiem jak smakuje i niepotrzebnie mógłbym się zawieść, że te serwowane tutaj nie smakują jak te szykowane na Wigilię. Zdecydowałem się więc, na jakieś z pieca.
Asia - Ja nie gardzę pierogami z owocami, ale ponieważ te znam, postanowiłam spróbować coś nowego. Pierogów z kurczakiem i grzybami i na dodatek z pieca.
Igor - Skusiłem się na coś, co wydawało mi się że będzie miało wyrazisty smak - pierogi z kiełbasą myśliwską, grzybami i jałowcem.
Asia - Gdy przyszła kelnerka, zaskoczyła nas pytaniem o sosy. Bo w tej restauracji do pierogów podaje się sosy. Do wyboru są sosy: czosnkowy, pomidorowy, z sera gorgonzola, chrzanowy, koperkowy, oraz ogórkowy z boczkiem.
Igor - Nie wiedząc jak będą smakować nasze pierogi, postanowiliśmy się spytać kelnerki jaki sos będzie pasować. Poleciła nam sos z sera gorgonzola. Wzięliśmy jeszcze sos czosnkowy. Do picia domówiłem jeszcze zimne piwo Tyskie, które tutaj nalewane z kija kosztuje 7 złotych za pół litra.
Asia - Ja zastanawiałam się nad herbatą, ale 7 zł to jednak sporo. Cena wina 25 zł za lampkę, też nie była zachęcająca. Asekuracyjnie zdecydowałam się na IceTea.
Igor - Kiedy kelnerka poszła realizować zamówienie, Asia poszła do toalety, a ja zostałem samemu. Moją uwagę przykuły ciekawe ozdoby każdego stołu - na każdym była doniczka ze świeżymi przyprawami. Na jednym stała bazylia, na innym lawenda, a na naszym znajdowało się świeżutkie oregano. Choć już po chwili bardziej skupiłem się na tym, że nasz stolik się kiwał. Ot nie równa podłoga albo niewyregulowane nogi.
Asia - Gdy znalazłam toaletę, stanęłam przed dylematem - "wychodek" czy "wygódka". Bo takie właśnie napisy widnieją na drzwiach dwóch toalet. Wnętrz zasadzie dużych, niezbyt czystych, z malutkimi umywalkami.
Igor - Kiedy Asia wróciła, na stole położone były już sztućce, ale nadal brak było napojów. Poszedłem więc w ślady Asi licząc, że po powrocie zastanę na stole zimne piwo. Sam nie wiem do której toalety wszedłem, ale czy ktokolwiek wie, które jest dla kogo?
Asia - Gdy Igor wrócił, kelnerka przyszła z moją IceTea i dwiema szklankami.
Igor - Kiedy po chwili kelnerka przyszła tylko z dwiema porcjami pierogów, nie miałem już wątpliwości - nie napiję się piwa.
Asia - Zaczęłam od spróbowania mojego dania, bez sosów. Chrupiące ciasto skrywało niewielką ilość drobno zmielonego kurczaka i grzybów. Pierogi same w sobie były smaczne, ani powalające, ani zachwycające. Ot coś nowego.
Igor - Ja natomiast byłem bardzo zadowolony. Chrupiące ciasto kryło przepyszne, aromatyczne i miękkie nadzienie . Miałem pięć szyk pierogów, więc stwierdziłem że każdy zjem na inny sposób. Pierwszy bez sosu, aby poczuć aromat jałowca i kiełbasy - pycha! Drugi posmarowałem obficie sosem z sera gorgonzola - przepyszność! Trzeci wziąłem z sosem czosnkowym - i tutaj wielki zawód, bo jak na tak kosztowny sos spodziewałem się czegoś więcej niż rzadkiej podróby sosy z pizzerii. Czwarty pieróg wziąłem od Asi - moje faktycznie były zdecydowanie lepsze :-) Ostatni piąty zaś, znowu posmarowałem sosem z sera gorgonzola, tym razem zdecydowanie większą jego ilością - większa przepyszność!
Asia - Dość szybko zjedliśmy nasze niewielkie porcje. A ponieważ robiło się już późno, postanowiliśmy zapłacić i udać się do domu.
Igor - To że my postanowiliśmy, nie znaczy że i kelnerka miała podobny zamiar. Co więcej, innych członków (w 100% damskiej) załogi także wcięło.
Asia - Trwało to około 10 minut. I na dobrą sprawę mogliśmy zrobić wszystko, łącznie z wyjściem bez płacenia. Sytuacja ta zirytowała także klientów sąsiednich stolików. Oni jednak byli bardziej zdeterminowani - poszli szukać kelnerki do lokalu. Po kolejnych kilku minutach wyszła kelnerka z jednym rachunkiem w ręku.
Igor - A że pojawili się kolejni klienci, to czym prędzej pobiegła z menu do nich. My dalej czekaliśmy, aby powiedzieć jej że mamy już dość i prosimy o rachunek. Kiedy wreszcie do nas podeszła, przyjęła do wiadomości nasze oczekiwania i... zniknęła na kolejne minuty we wnętrzu restauracji.
Asia - Kątem oka zobaczyłam, że kelnerka weszła za bar i nalewała piwo. Zaśmiałam się, że to pewnie to zapomniane dla Igora. Jednak nie, to było zamówienie dla innych klientów, nasz rachunek przyniosła dopiero potem.
Igor - Przez te parę minut, poczytaliśmy sobie jeszcze menu, a tam naszą uwagę zwrócił napis (na każdej stronie) "service not included". Jeśli ktoś myśli, że kelnerka poczekała na opłacenie przyniesionego rachunku, to się grubo myli. A chciałem zapłacić kartą...
Asia - Całe szczęście, że mięliśmy gotówkę. Widząc, że nie ma szans na doczekanie się kelnerki, odłożyliśmy odliczoną kwotę na talerzyku i wyszliśmy. Kilkanaście metrów od lokalu, obejrzałam się czy aby na pewno trawią do kasy lokalu. Stałam tak mniej więcej przez siedem minut, dopiero po tym czasie kelnerka podeszła do naszego stolika.
Igor - Jaki to lokal? Hmmm nie wiem. Jedzenie miałem pyszne, ale strasznie mało jak za taką cenę. Wystroju prawie brak, ale za to można znaleźć toalety z drzwiami z jakiejś karczmy.
Asia - Do tego menu z nowomową w stylu: "zoo pki", "salat erka", "e coś tam, coś tam". Relacja ceny, do ilości jedzenia jak i przede wszystkim obsługi, sprawia że raczej więcej nie zawitamy w progi tej restauracji.

Wydatki:
Pierogi z kurczakiem i grzybami 19.40zł
Pierogi z kiełbasą myśliwską, grzybami i jałowcem 19.50zł
Sos gorgonzola 4.90zł
Sos czosnkowy 3.60zł
IceTea 4.90zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -2
jedzenie: 4
czas: 3
wystrój: -3
czystość: 3

Ogólna ocena:

Pierrogeria
Łódź, Manufaktura
tel.042-630 20 35
www.pierrogeria.pl


Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony