19 mar 2008

Cud Miód - przaśna willa


Asia - Zazwyczaj gdy jemy coś na mieście - wybieramy coś w centrum. Tym razem wywiało nas w okolice al. Włókniarzy / Lutomierska, gdzie w zabytkowej wilii znajduje się restauracja Cud Miód.
Igor - Tak właśnie. Łódzka mapa kulinarna, to nie tylko Manufaktura i Piotrkowska. Tym razem wybraliśmy restaurację serwującą jedzenie staropolskie, jest położona poza centrum, no i sam fakt otwarcia spotkał się z wieloma kontrowersjami, z uwagi na "owsiowienie" zabytkowego budynku.
Asia - Ale do rzeczy. Od wejścia widać, że w środku można skosztować polskiego jadła. Zamiast stołów - drewniane ławy, zamiast krzeseł drewniane ławki, na ścianach wieńce, kwiatki. Ot chłopska izba.
Igor - Przaśnie tu aż do przesady, ale tylko pod względem wystroju. Kelnerka, która pojawiła się od razu zanim jeszcze usiedliśmy, była ubrana normalnie - jak w każdej knajpie. Czego oczekiwałem? No kiedyś byłem w Karczmie "Za młynem", która nota bene należy do tego samego właściciela co odwiedzany przez nas Cud Miód, i tam kelnerki były poubierane w ludowe wdzianka, czyniąc już totalną wiochę z restauracji ;-)
Asia - Ale ta kelnerka, mimo że pojawiła się od razu, nie była dla nas pomocą przy wyborze stolika. Krążyliśmy więc od jednego do drugiego, patrząc który jest wolny, lub nie zarezerwowany.
Igor - No ale jak już wybraliśmy, podeszła, pokazała że na stołach czekały na nas już karty dań, zapaliła świeczkę i sobie poszła.
Asia - Zostaliśmy przy lekturze menu. Kategorie dań mają dość "obrazowe" nazwy: "żarcie z grilla" czy "cuda wianki". Wszystkich dań i dodatków w karcie naliczyliśmy około setki. Są też napoje, oraz alkohole.
Igor - Jeszcze nie zdążyliśmy się zdecydować, a już pojawiła się kelnerka... w sumie, to my się troszkę ociągaliśmy, bo nazwy dań nie wymagają zbyt długiego odgadywania co się pod nimi kryje.
Asia - Postanowiłam wybrać coś co "Poleca szef kuchni Cud Miód". Zdecydowałam się na kotlet drobiowy na sposób Cud Miód, nadziewany brokułami, którego cena wydawała mi się bardzo atrakcyjna.
Igor - Prawdę mówiąc to właśnie ja, zwykle zamawiam coś polecanego przez szefa kuchni, no bo jak takie danie jest polecane - znaczy najlepsze w knajpie. Nie inaczej było i tym razem, to znaczy zamówiłem danie polecane: jagnięcinę marynowaną w naszych piwnicach z dodatkiem jałowca, według receptury szefa kuchni. Skusiła mnie też nazwa, bo chciałem poznać smak tej tutejszej piwnicy ;-)
Asia - Kelnerka przyjmująca zamówienie, po usłyszeniu mojego wyboru, od razu spytała się jaki chcę do tego dodatek. Zaproponowała ziemniaki gotowane, frytki lub ziemniaki opiekane. Wybrałam to ostatnie, a do picia wzięłam kefir.
Igor - I tu tkwi szkopuł - dodatki. Może i ceny są atrakcyjne, ale jak się doda ziemniaczki i surówkę, to danie takie tanie już nie będzie. Ja miałem już nieco przesyt tej przaśności, więc wziąłem "staropolskie frytki", a kelnerce udało się jeszcze wcisnąć mi kapustę zasmażaną. Szkoda, że kelnerka widząc moje niezdecydowanie, nie poleciła mi "baru sałatkowego". Dostrzegłem go dopiero później, a w nim takie specjały jak kiszone ogórki, kapusta kiszona i inne tego typu dodatki. W menu zapisane jest średni czas oczekiwania od 20 do 30 minut. Na ten czas wziąłem sobie do picia herbatę mrożoną.
Asia - Przeglądając menu, zastanawialiśmy się nad przystawką i deserem. Ale okazało się, że przystawka jest i tak dodawana do każdego dania - dwa rodzaje smalcu plus ponoć wiejski chleb. Zarówno smalec jak i chleb bardzo dobre, choć jadałam lepsze.
Igor - Ale na danie czekaliśmy tylko 15 minut... Jak dobrze, że nie wzięliśmy przystawek! To są ogromne dania.
Asia - Podane, na równie ogromnych talerzach, na oko miały 30 cm średnicy. Połowę mojego półmiska, zajmowały opiekane ziemniaki, obficie przykryte (nie "tylko" posypane) przyprawami - głównie solą i sypaną słodką papryką. Obok, położone dwie ogromne piersi z kurczaka, wewnątrz których, znajdowały się gotowane pokrojone w kosteczkę brokuły. Do tego dostałam kefir, podany w zwyczajnym porcelanowym kubku - przyozdobionym kwiatkami i zdjęciami kotów.
Igor - Na moim ogromnym talerzu zaś, pojawił się kopiec frytek! Zacząłem żałować, że wyłamałem się z tej przaśnej konwencji, bo frytki które zaczęły rozmiękać w mięsnym sosie nie smakowały już za dobrze. A trzeba było wziąć normalne pyry i je wymieszać z sosem, ech. Pod frytkami mięsko - dwa kawałki czarnej od przypraw jagnięciny. Zasmażana kapusta podawana już w osobnej salaterce.
Asia - Moje ziemniaki (i celowo nie używam zdrobnień, bo były to duże kawały kartofli), były fajnie obsmażone, ale zbyt mocno przyprawione. Już po trzech kęsach, zaczęłam otrząsać nadmiar przypraw. Kurczak zaś, wyglądał bardzo apetycznie i smakował równie dobrze. Mięso było wyjątkowo kruche, soczyste i fajnie komponowało się brokułami.
Igor - Moje kawałki mięsa, tonęły w ogromnej ilości sosu. Ciemnego, gęstego, aromatycznego... tylko tego jałowca jakoś mi brakowało, no ale może smak tutejszej piwnicy go zagłuszył? Smaczne mięso, jednak jak na jagnięcinę dość twarde i żylaste. Co chwila jakiś kawałek właził mi między zęby. Frytki, mimo że było ich naprawdę sporo, nie znudziły mi się, bo były wyśmienite - złociste, miękkie w środku i chrupiące. Zaś kapusta zasmażana jak na mój gust była średnia, a wręcz nijaka. Czułem ją na żołądku jeszcze kilka godzin po naszej kolacji.
Asia - Podczas jedzenia, rozglądałam się dookoła. Moją ciekawość wzbudził, długi stół w końcu sali, nad którym był daszek pokryty strzechą, do tego stołu może zasiąść około 15 osób.
Igor - Dania były wielkie, to też nic dziwnego że staraliśmy się robić przerwy co jakiś moment i w tym czasie rozglądaliśmy się po sali. Wszystkie ściany otynkowane specjalną okładziną, nieco chropowatą, dającą surowy charakter wiejskiej izby. W wykonanie wnętrz ktoś włożył ogrom pracy, dziwi więc to, że nie pomyślano o zasłonięciu paskudnych "blokowych" wlotów wentylacyjnych, które zauważyłem pod sufitem. Poza tym, brakowało mi w wystroju wnętrza jakiegoś homonto, koła z wozu lub innych elementów kojarzących się z wsią. Ściany są wymalowane w kwiatki - bardziej to infantylne niż klimatyczne. Za to nie zabrakło telewizorka, czarno-białego w obudowie stylizowanej na lata 60. Pasowało to do chłopskiej izby jak pięść do oka, bo ani nic na tym mini-telewizorku nie było widać, ani nie stanowił elementu dekoracyjnego
Asia - Dłuższe niż godzinne siedzenie w Cud Miód wydaje się być niemożliwe. Drewniane siedziska, nie pozwalają na dłuższe wysiedzenie w jednym miejscu. Są twarde, niewygodne, a mała ilość miejsca pod ławą nie pozwala na wyciągnięcie nóg. Co więcej, zauważyłam że przy niektórych stołach były ławki bez oparć. Nie wyobrażam sobie siedzenia na czymś takim podczas jedzenia.
Igor - Ja zjadłem swoje danie jako pierwszy, a na Asie musiałem jeszcze trochę poczekać. Mimo to, moje brudne talerze stały i czekały na zabranie, do momentu gdy i Asia skończyła.
Asia - Zastanawialiśmy się czy w lokalu można płacić kartą płatniczą. Nie widzieliśmy nigdzie nalepki, a takiej informacji nie znaleźliśmy także w menu.
Igor - O właśnie, menu! Przeczytaliśmy je i okazuje się, że nad restauracją znajduje się "motel". Właściciel zachwala, że dysponuje pokojem, którym największym atutem jest możliwość wyjścia na prywatny taras, z którego rozpościera się panorama miasta...
Asia - Kelnerka przyniosła nam, podany na małym talerzyku, rachunek. Płacąc kartą, trzeba podejść do baru i tam zaakceptować płatność. Bar przypomina dużą glinianą chatkę. Dach przykryty strzechą, a siedząca wewnątrz barmanka, wygląda jak zamknięta w ogromnym glinianym garnku. Wracając do stolika, nieopatrznie strąciłam swoją torebkę na ziemię. Po podniesieniu spod stołu, zmieniła kolor z czarnego na kurzowo-szary.
Igor - Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, od razu zaczęliśmy szukać wspomnianego tarasu z widokiem na panoramę miasta. Dla osób nie znających czym jest al. Włókniarzy, wspomnę tylko że to fragment drogi krajowej nr 1 - cały tranzyt północ-południe, jedzie właśnie tędy. I właśnie na taką panoramę rozpościera się widok z owego tarasu, bo sama willa znajduje się jakieś 50m od drogi mającej po trzy pasy w każdą stronę z torowiskiem tramwajowym po środku.

Wydatki:
Pierś nadziana brokułami 15,00 zł
Ziemniaki opiekane 5,00 zł
Jagnięcina 20,00 zł
Frytki 5,00 zł
Kapusta zasmażana 5,00 zł
Kefir 4,00 zł
Nestea (0,5 l.) 5,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: +1
jedzenie: +3
czas: +5
wystrój: +3
czystość: +3

Ogólna ocena:

Cud miód
Łódź al. Włókniarzy 151
www.cudmiod.pl
tel. 042-611 03 71

Wyświetl większą mapę

8 komentarzy:

  1. Zastanawia mnie, że na blogu, gdzie autorzy często zwracają uwagę na wystrój, przechodzi bez żadnego echa takie kuriozum, jak cud-miód. Żeby się długo nie rozwodzić: została zniszczona zabytkowa willa (Maurerów, gdyby ktoś pytał). Zarówno elewacja jak i wnętrza wołają o pomstę do nieba.

    Generalnie jest to zupełnie niezrozumiały trend, jeśli zauważyć, że dania zwykle serwowane w takich przybytkach tak naprawdę mają niewiele wspólnego z kuchnią chłopską (chłop jadał raczej ziemniaki z okrasą, a nie mięsa z grilla), jest to po prostu kuchnia staropolska, która równie dobrze mogłaby być podawana we wnętrzu fabrykanckiej willi, zamiast w stodole.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy11/1/10

    od siebie tylko dodam że w tym lokalu zdarzyło mi się zjeść a raczej nie zjeść najgorsze w swoim życiu placki ziemniaczane i szaszłyk, który jak sama pani kierownik nam powiedziała - "no może był odgrzewany kilka razy"

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy2/10/10

    Większe spotkanie znajomych. Obsługa niemrawa wykazująca słabe zainteresowanie klientami. Jedzenie nawet smaczne. Na koniec incydent z nietrzeźwym, agresywnym najprawdopodobniej znajomym właścicieli lub obsługi przekreślił ten lokal. Na szczęście nie doszło do niczego więcej. Obeszło się bez wzywania policji. Obsługa nawet nie zareagowała. Nigdy się tam więcej nie pojawię. Nie polecam odwiedzać ten lokal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywam tam czasami i nie zauważyłam żeby obsługa była niemrawa...wręcz przeciwnie, sympatyczni młodzi ludzie :) jedzenie smaczne, jak dla mnie za duże porcje

      Usuń
  4. Anonimowy3/10/10

    Dla przestrogi...W "restauracji CuD miód na Włókniarzy zarezerwowaliśmy jedną salkę, chcieliśmy ugościć nasze zagraniczne szefostwo. Było prawie miło...prawie, ponieważ obsługa była żałosna, kiedy chcialiśmy zamówić coś na pobudzenie apetytu, obsługa właśnie robiła księgowanie dnia... dopiero po 30 minutach otrzymaliśmy "zamówienie". Z zamówinymi potrawami górnież się nie spieszyła, więc każda kolejan osoba zaczynała jeść jak pierwsz już kończyła. Dodatkowo około godziny 23:00 pojawił się jakiś pijany koleżka (pewnie stały bywalec), który nagle zapragnął sprawdzić się z którymś z nas lub naszych gości. Niestety i w ty przypadku obługa nie reagowała, dopiero postraszenie wezwaniem policji pomogło "koleżce" ochłonąć. Jednym zdaniem "nie warto odwiedzać tego "lokalu".

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy3/11/10

    Jestem zdegustowana tą restauracją! W miniony poniedziałek pojechaliśmy z rodziną na obiad, po 40 minutach czekania na posiłek, zapytaliśmy Pani obsługującą nasz stolik jak długo jeszcze będziemy czekac na obiad??
    Pani po chwili wróciła i oznajmiła nam, że czas oczekiwania wydłuży się jeszcze o 40 do 60 min.
    Niestety nie zjedliśmy obiadu :( co innego gdybyśmy zostali poinformowani na początku, że czas oczekiwania jest od 1 godz. do 1,5 ale w tym przypadku...Nie polecam!

    OdpowiedzUsuń

PokazuJemy czytelników strony