31 paź 2007

Costa Caffee - smaczniiee

Asia: są dni gdy kobieta ma ochotę napić się dobrej kawy... Bo w pracy było ciężko, bo pogoda taka jesienna, bo po prostu potrzebuje kofeiny. Mnie naszło tak podczas środowego spaceru po Manufakturze. Przechodząc obok Costa Caffee poczułam nieodpartą chęć wypicia smacznej kawy. Nie da się ukryć, że aromat świeżo palonej kawy rozchodzi się dookoła tej kawiarenki (choć w sumie to jest bar kawowy).

Lokal jest usytuowany na pierwszym piętrze w połowie „blaszaka” Manufaktury - takie umiejscowienie powoduje, że do kawiarni można wejść z trzech stron. Kawowy wystrój zachęca do odpoczynku. Podobnie jak w innych barach kawowych zamawia się w kasie. Ale oczywiście prócz kawy można posilić się muffinkami, piankami, czy kanapkami na ciepło.

Ponieważ koło godziny 14 nie było za dużego ruchu, stanęłam bezpośrednio przy kasie – nie czytając co jest w ofercie (a menu wisi dodatkowo nad głowami kelnerek). Poprosiłam o kawę z mlekiem... I tu ze strony sprzedawcy nastąpiła seria pytań o: wielkość (mała, średnia, duża?), ilość mleka (trochę mleka a może latte?), pianę (bez piany, cappuccino?), syropy... Słowem wybór jest spory i zapewne każdy znajdzie coś dla siebie. Ja zdecydowałam się na cappuccino, gdyż wg mnie to właśnie po gęstości piany można ocenić poziom kawiarni.

Gdy zobaczyłam filiżankę (400 ml!) do średniej kawy zwątpiłam czy dam radę pochłonąć taką ilość kofeiny, ale na szczęście połowę wypełniła gęsta piana ze spienionego mleka. Świetna! Kawę odbiera się tuż obok kasy osobiście, jednak sprzedawczynie nie drą się na cały lokal: „kawa” tylko dyskretnie informują, że napój jest już gotowy. Po lewo od kasy znajduje się stolik z cukrami (biały i brązowy) i słodzikami. Można brać tyle ile potrzeba.

Plusem tej kawiarni jest to, że płacąc kilka złotych za kawę nie otrzymuję jej w kartonowym kubeczku jak w Coffee Heaven, tylko dostaję porządny kubek i fikuśny talerzyk, na którym z boku spokojnie mieści się łyżeczka lub jakiś słodki drobiazg. W każdej chwili mogę domówić coś do jedzenia – menu stoi na każdym stoliku... stoi i kusi. Niestety z braku czasu nie zdecydowałam się na żadne muffinki, ale te z białą czekoladą wyglądały zachęcająco :-)

Ogólnie lokal oceniam bardzo pozytywnie. Jest spokojnie, miło, obsługa jest pomocna i uśmiechnięta, otoczenie jest czyste a kawa warta swej ceny.


Wydatki:

Średnie cappuccino: 8,50 zł


Ocena (skala od -5 do +5):

obsługa: +4

jedzenie: +5

czas: +5

wystrój: +5

czystość: +5


Ogólna ocena:

Manufaktura

Wyświetl większą mapę

25 paź 2007

Fresh & Chili - no fresh & no chillout


Asia - Dawno nie byliśmy w żadnej knajpie, więc tak przed weekendem postanowiliśmy zjeść gdzieś na mieście.
Igor - Kilka razy słyszałem dobre opinie na temat Fresh & Chili, więc stwierdziłem, że dziś możemy pójść właśnie tam.
Asia - Od wejścia knajpa wygląda na modną, gdyż z trudem udało nam się znaleźć wolny stolik – prawie na samym końcu sali, prawie w przejściu, prawie tuż przed kuchnią.
Igor - Fresh & Chili to wg nazwy „pub & restauracja”, i mam wrażenie, że my siedzieliśmy na tym „&”. Przy czym część pubowa wygląda faktycznie na pub, ale niestety część restauracyjna przypomina stołówkę.
Asia - Zaraz po tym jak zajęliśmy miejsca, na stole pojawiły się menu. Niestety ciężko powiedzieć, że zostały przyniesione, gdyż kelnerka rzuciła je nam w przelocie przez salę.
Igor - Ja mniej więcej wiedziałem co chcę zamówić gdyż skusiło mnie wiszące na zewnątrz ogromne menu. Wybrałem szysz taouk na sposób libański czyli „polędwiczki z kurczaka z grilla, surówka i ryż/frytki/ziemniaczki”, głównym powodem zamówienia tego dania był przymiotnik „libański” - liczyłem na coś orientalnego.
Asia - Dopiero teraz (pisząc notatkę) zauważyłam co Ty jadłeś! Byłam przekonana, że na talerzu miałeś piersi z kurczaka... Ciekawe gdzie hodują kurczaki, które mają polędwiczki (i gdzie niby kurczak ma polędwiczki???). Ja miałam ochotę coś pochrupać, więc zamówiłam koftę z bakłażanem to znaczy „mięso cielęce, bakłażan, ziemniaki, pomidor, cebula, ser, ryż, surówka”. Jak się niedługo potem okazało, nie pochrupałm sobie bo całość była zapiekana...
Igor - Wśród napojów znalazłem ciekawą pozycję Ayran czyli jogurt naturalny z miętą i czosnkiem. Ponieważ pogoda nie jest upalna, postanowiliśmy wzmocnić się tym trunkiem.
Asia - Jak zwykle w takiej knajpie skorzystałam z okazji aby obejrzeć toaletę. Tutaj należy im się plus. Czysto, pachnąco, z zapasem mydła i papieru. Szkoda tylko że włącznik światła jest na zewnątrz i w każdej chwili mogą zapaść krępujące ciemności.
Igor - Korzystając z nieobecności Asi obserwowałem sobie kelnerki. Jednak patrząc na dziewczyny w t-shirtach i zwykłych, czarnych spodniach dresowych stwierdziłam, że ciekawiej będzie obserwować wnętrze lokalu. Widać, że w jego przygotowanie włożono wiele wysiłków i starań. Na ścianach wiszą bliskowschodnie pamiątki, w niektórych miejscach stoją szisze. Całość oświetlają charakterystyczne orientalne lampki.
Asia - Zapomniałeś dodać, że na ścianie wisi ogromny telewizor z włączonym jakimś kanałem muzycznym, a z głośników przebija się popowa „rąbanka”, dość skutecznie zagłuszana przez harmider panujący w pubo-restauracji.
Igor - Przyznam szczerze, że jest to nieco oryginalny harmider, gdyż część z gości Fresh&Chili stanowią Libańczycy – znajomi właściciela, Libańczyka, który był obecny w restauracji i obserwował cały lokal.
Asia - Wracając do jedzenia, które pojawiło się bardzo szybko, nawet za szybko jak na tę ilość klientów przebywających w lokalu... Miałam ochotę na świeże, chrupiące warzywa, niestety wspomniany w menu pomidor i bakłażan były totalnie rozgotowane i tworzyły coś na wzór sosu w którym ukryta był cielęcina. O ile ten sos był smaczny i lekko pikantny, to ciężko ocenić mi cielęcinę, bo znalazłam jej raptem 4 kawalątki. O ryżu mogę powiedzieć tyle że był letni – bez rewelacji, surówka zaś... chwile świeżości i chrupkości miała dawno za sobą.
Igor - Ja na swoje danie musiałem troszkę poczekać, gdyż nie zostało podane razem z daniem Asi. Widać mój ryż odgrzewał się dłużej, bo nawet był ciepły, ale bez rewelacji. Surówka, o której wspomniała Asia... hmm... no niczym z pobliskiego China Town – mimo wielu, kolorowych składników czuć i tak było głównie ocet. „Polędwiczki” były bardzo smaczne, delikatne, w niektórych miejscach miałem wrażenie, że nawet za delikatnie podsmażone.
Asia - Do naszych dań otrzymaliśmy od kelnerki dwa sosy: czosnkowy i ostry.
Igor - Sos czosnkowy był rewelacyjny, gęsty jak śmietana, o intensywnym smaku i zapachu. Bardzo smaczny.
Asia - Niestety w trzy godziny od zjedzenia czosnek mi się niemile wspomina – nie wiem czy to ten z sosu czy ten z jogurtu, ale wrażenie nie jest przyjemne.
Igor - Dodajmy może na koniec że ten lokal ma w menu około 130 potraw - od zup, przez dania wegetariańskie, kuchni śródziemnomorskiej, pizze, kanapki na deserach kończąc. Samo zaś menu jest przejrzyste, czyste i ładnie wykonane.
Asia - Przejrzyste niestety nie jest w lokalu powietrze – połączenie pubu z restauracją, przy niewystarczająco wydajnym wyciągu spowodowało, że nie siedzieliśmy tam ani minuty dłużej niż to było konieczne.
Igor - Poczekawszy aż kelnerka będzie obok nas przelatywać, poprosiłem o rachunek, który można w „Fresh & Chili” regulować kartą płatniczą. Lokal mnie zupełnie nie przekonał, ani jako pub ani jako restauracja, nie wiem czy tam wrócę. W zamyśle knajpa bardzo fajna, ale gorzej z realizacją.
Asia - Dla mnie ten pub/restauracja to studencka stołówka z kuchnią w stylu kebab house. Ani to dobre na business-lunch ani na romantyczną kolację.

Wydatki:
Kofta z bakłażanem – 16,00 zł
Szysz taouk na sposób libański – 17,50 zł
2 x Ayran – 2 x 4,00 zł

Ocena (skala od -5 do +5):
obsługa: -2
jedzenie: +3
czas: +4
wystrój: +5
czystość: +4

Ogólna ocena:

Piotrkowska 123
www.freshchili.pl
tel 042-630 05 24

Wyświetl większą mapę

PokazuJemy czytelników strony